KOMISJA TURYSTYKI GÓRSKIEJ
TERENOWY REFERAT WERYFIKACYJNY GOT

przy Oddziale Polskiego Towarzystwa Turystyczno-Krajoznawczego
im. Stefana Lachowicza w Bytomiu
ul. Żołnierza Polskiego 13; tel. (032) 281-62-03
goryktg@wp.pl
 

Aktualności Relacje z wyjazdów Galeria O nas Polecane strony Zloty przodownickie


ZAGRANICA

Góry Orlickie
Góry Norwegii
Rysy WOŚP
Olimp - Grecja
Grossglockner w 60 godz.
Włoskie ferraty
Mont Blanc
Gerlach Rysy Cz.1
Gerlach Rysy Cz.2
Grecja - Tesalia
Mała Fatra cz. 1
Mała Fatra cz. 2
Mała Fatra cz. 3
Elbrus
Grań Watzmana
Wertykalna Szwajcaria
Alpy Delfinackie
Alpy Walijskie
Ratikon cz.II
Ferraty Dolomitów
Czarnogóra
Ratikon - Szwajcaria
Żelazne drogi Alp
Włochy - Gran Paradiso
Austria - Ferraty
Austria - Tyrol II
Austria - Tyrol I
Burgstainer Berg - Austria
Alpy
Włochy - Monte Rosa
Francja - Mont Blanc
Austria - Grossglockner
Dolomity III
Dolomity II
Dolomity - Marmolada
Zugspitze
Alpy Julijskie
Grossgockner II
Triglav - Słowenia
Mała Fatra
Czeska Szwajcaria
Riła, Piryn - Bułgaria
Dachstein - Austria
GrossGlockner - Austria
Szwajcaria - Grindelwald



Grossglockner-czyli Wielki Dzwonnik w 60 godzin.
7-8 wrzesień 2009r

Najwyższy szczyt Austrii to pierwszy szczyt alpejski, który był w moich planach.
A było to siedem lat temu. I regularnie co roku coś się nie udawało. A to kontuzja kumpla, a to pogoda, a to jeszcze coś innego... Gdy więc otrzymałem zaproszenie na "Glocknerexpres" martwiło mnie tylko jedno - czy uda się znowu zaczarować pogodę...
Wyjazd 6 września w niedzielę godz. 1800. Tym razem nie jestem kierowcą. W Kals meldujemy się krótko po 4 rano. Mamy jeszcze czas. Jeśli chodzi o ekipę, to o Januszu słyszałem ale poznaliśmy się dopiero w piątek przed wyjazdem. O Łukaszu nie wiedziałem nic. Jedno co nas łączyło to zdobycie Blanca. Zdobyli go tydzień wcześniej niż ja.

Adlersruhe 3454m npm

Startujemy z parkingu przy Lucknerhaus 1918m npm. Doliną Kodnitz wędrujemy do schroniska Lucknerhutte na wys. 2241m npm i dalej spotykając świstaki do schroniska Studlhutte na wys. 2801m npm. Pogoda - no cóż znowu się udało! Grossglocknera obserwujemy od samego początku skąpanego w promieniach słońca. Pokonujemy lodowiec Kodnitz i jeszcze 40 minut wspinaczki aby stanąć przed drzwiami schroniska Erzhertzog Johann-hutte (Adlersruhe) na wysokości 3454m npm. Ludzi sporo, ale noclegi załatwiamy bez problemu 14 Euro z Alpenverein 21 Euro bez karty. Schronisko dosyć przyjemne ale jest jedno ale - otóż brak kompletnie wody w schronisku nawet w toaletach. Można kupić z pojemników po 2,40 Euro litr! Piwo niewiele droższe więc... I kładziemy się spać. A jeszcze sesja zdjęciowa przy koncercie zachodzącego słońca. Teraz można zasnąć.

Wielki Dzwonnik zabrzmiał o 10:20

Od godz.600 towarzystwo zaczęło się zbierać do ataku szczytowego. Tak sobie myślimy te dwie godziny drogi to niewiele. Przeczekaliśmy pierwszą falę uderzeniową (sporych rozmiarów) i po kolejnym koncercie tym razem wschodzącego słońca zabraliśmy się do roboty. Pogoda wymarzona. W dobrym tempie dostaliśmy się pod ścianę Kleinglocknera. I teraz stała się rzecz, która nie powinna mieć miejsca. W tym momencie dotarło do nas, że nie zabraliśmy liny z plecaka, a plecak w schronisku. Będzie jazda - pomyśleliśmy. Eksponowany wierzchołek Kleinglocknera poddał nas pierwszej próbie. Ale zejście na przełęcz Obere Glocknerscharte dobiło nas. Nie ryzykowałem 2 metrowego skoku na krawędź przełęczy, która ma szerokość 40 cm, a po obydwu stronach kilkuset metrowe rynny jedna z nich to słynna extrem lodowa rynna Pallaviciniego! Załapełem się na przejście tej przełęczy i jeszcze kilku metrów w górę z dwoma Austriakami, po czym podziękowałem. Janusz z Łukaszem powiązali swoje 2,5 metrowe kawałki liny i poradzili sobie z największym problemem na trasie. Tłok wielki nad przełęczą, więc zabrało nam to trochę czasu. Już razem po kilkunastu minutach stanęliśmy na szczycie przy wielkim krzyżu. Nie kłamały przewodniki, widok z Grossglocknera jest fantastyczny. Od bliskich pasm gór w Austrii po Alpy Julijskie i Dolomity. Szczyt dzielimy z wieloma fanami tego sportu. Towarzystwo międzynarodowe. Ponad pół godziny spędzamy na szczycie, aparaty strzelają fotki. W końcu schodzimy. Uzupełniam powiązaną 5-cio metrową linę taśmą i dwoma expresami. Z takim ekwipunkiem pokonujemy trudniejsze miejsca i asekurujemy się w zejściu (w dół znacznie trudniej!). Ostrożność nasza była 100 procentowa, więc nie wydarzyło się nic! Bezpiecznie wróciliśmy do schroniska. Mała przekąska i schodzimy aż do samochodu. Parking osiągamy o godzinie 1730. Wyjazd z Kals o 1830 w domu o szóstej rano i wtedy... poszedłem do pracy ;) Georgeferrata wrzesień 2009r

  

foto i tekst: Jurek G.